Twój koszyk jest obecnie pusty!

Kotlina Kłodzka – bikepacking na weekend
To był maj…
…zimny, wietrzny i dosyć kapryśny, ale na szczęście zaczął się wyjątkowo ciepło.
I w pełni to wykorzystaliśmy!

Przedłużony weekend majowy, już środę po południu ruszamy z Poznania do Wrocławia, by w czwartek z samego rana wsiąść do pociągu nie-byle-jakiego i po godzinie wylądować w Kłodzku. Do pociągu, na który mieliśmy bilety się nie zmieściliśmy – no cóż, majówka z wzorowymi prognozami pogody, kto by się tego spodziewał. Na nasze szczęście zaledwie kilka minut później odjeżdża do Kłodzka drugi pociąg, który już w komfortowych warunkach zawozi nas do pierwszego celu naszej podróży.
Czwartek, 1 maja, godzina 9:20 – jesteśmy w Kłodzku!
Ślady zeszłorocznej fali powodziowej wciąż w wielu miejscach są bardzo widoczne, do tego ogrom witryn z informacją „lokal do wynajęcia”. Szybkie zakupy na starcie w jednym z niewielu otwartych tego dnia sklepów, odpalamy nawigację. Trasę zaplanowaliśmy sobie na trzy dni bardzo niespiesznej jazdy i dwa noclegi w terenie. W drogę!

Zero presji, dużo przerw i jeszcze więcej doświadczania tu i teraz

Podobną trasą jechaliśmy w sierpniu 2021 na naszym pierwszym „poważnym” bikepackingu z Wojtkiem z Coffee Tea Trip oraz Pawłem z Wesołe Wędrówki. „Poważnym”, czyli takim, w którym wszystkie noclegi spędziliśmy nie do końca poważnie, czyli nocując w hamakach pod gołym niebem z dala od domu. Pamiętam, ile było wtedy hike & ride, ale dziś mamy do tego bardziej przygotowane rowery, inne napędy, inne umiejętności i, co najważniejsze, inny mindset. Poza tym edytowaliśmy nieco trasę względem tej, którą jechaliśmy 4 lata temu, aby wszelkie niepewne fragmenty terenowe objechać pewniejszą szosą.




Jest ciepło, nawet za ciepło, ale na to ciężko narzekać. Podjazdy wchodzą nam o wiele łatwiej niż myśleliśmy. Szlaki niemalże puste, ale też staramy się omijać te najbardziej popularne miejsca. Cisza, spokój.




„No to daleko jeszcze, czy nie?”

Pierwszy dzień jazdy kończymy w znanej nam „chatce Shreka”. Tu rozwieszamy hamak, jemy kolację i spędzamy całkiem ciepłą jak na początek maja noc.





Następnego dnia jesteśmy umówieni z Adrianem w słynnym Schronisku PTTK Jagodna. My dojeżdżamy tam z miejsca naszego pierwszego noclegu rowerami, Adrian wpada na spacer po okolicy ze swoją szaloną Zorką. Jak Jagodna, to wiadomo – słynne racuchy, których sobie nie żałujemy.
W miłym towarzystwie czas płynie szybko, a my musimy jechać dalej, by przed zmrokiem zdążyć do miejsca naszego drugiego noclegu, szczególnie, że większość przewyższeń trasy mamy zaplanowane właśnie na ten dzień. Żegnamy się z Adrianem i Zorką po wspólnej kawie i znów – w drogę.

Zdążymy!

Promienie zachodzącego słońca uderzają nas dosłownie kilka kilometrów przed naszym zaplanowanym miejscem na nocleg. Udało się. Hamak rozwieszamy już podczas niebieskiej godziny, ale przed całkowitą ciemnością.


Jak się okazało chwilę później – całkowitej ciemności nie zastaliśmy wcale. Niebo było tak czyste, że światło księżyca oświetlało teren na tyle mocno, że na ziemi odznaczały się nasze ostre cienie. Po wymagającym dniu zasypiamy w mgnieniu oka.

Wszystko, co dobre…
Rano budzą nas odgłosy pierwszych piechurów i rowerzystów – jesteśmy w końcu niedaleko słynnych w okolicy singletracków.



To nasz ostatni dzień tej podróży. Teraz już tylko w dół, głównie asfaltem, byle zdążyć na pociąg w Bystrzycy Kłodzkiej.Chciałoby się więcej takich weekendów!


Zaobserwuj nas:
Daniel – Instagram
Asia – Instagram oraz Instagram fotograficzny
Udostępnij
Dodaj komentarz