Twój koszyk jest obecnie pusty!
Długa droga do domu
Jesienią każda minuta dnia się liczy, więc korzystamy z okazji!
Długi weekend na początku listopada był dla nas idealnym pretekstem, żeby wyrwać się z Wielkopolski i pojeździć gdzieś indziej niż po dobrze już nam znanych trasach. Szybki pomysł, jeszcze szybsze pakowanie, bilety na PKP i kierunek Szczecin – do rodzinnego domu Asi.
31 października wieczorem ledwo zdążyliśmy zmrużyć oczy – 5 rano pobudka, a o 5:50 już siedzimy z rowerami w pociągu do Świnoujścia. W Świnoujściu klasyk: prom na drugą stronę, szybki spacer po plaży i o 8:30 zaczynamy trasę.
Lecimy do Szczecina, okrążając Zalew Szczeciński niemiecką stroną. Teoretycznie 160 km, ale wiadomo, jak to u nas – trasa zawsze się wydłuża, bo trzeba zobaczyć to, co na mapie nie rzuca się w oczy. Wiatr w twarz na pierwszej połowie trasy daje w kość, dodatkowo w listopadzie robi się ciemno już po 16, no ale kto by narzekał – widoki (póki jasno) nadrabiają wszystko, a niemieckie ścieżki robią robotę.
Po drodze mijamy m.in. stary, podnoszony most kolejowy w miejscowości Karnin, kilkanaście innych mostów i mostków, a do tego wszędzie wokół woda jak okiem sięgnąć. W takich miejscach można na chwilę zapomnieć o tym, że licznik kilometrów rośnie, a dzień coraz szybciej się kończy.
Po zmroku czeka nas jazda przez lasy – po ciemku zawsze trochę więcej emocji i niespodzianek, ale lubimy takie klimaty. Brak słońca wynagradza nam na szczęście brak wiatru na drugiej połowie trasy i końcówka mija nam już wyjątkowo szybko.
Na liczniku 175 km, do domu docieramy na późną kolację. Dobry był to początek listopada, a jednocześnie chyba finał dłuższych tras w tym roku. Chociaż… kto wie, co nam jeszcze przyjdzie do głowy w grudniu?
Udostępnij
Dodaj komentarz